Kim jest ilustrator – zawód i twórczość Kingi Offert


Czas czytania 22 minut

Kinga Offert, ilustratorka i projektantka. Freelancerka. Ukończyła poznańską Akademię Sztuk Pięknych. Tworzy grafiki, ilustracje, animacje, murale. Jej charakterystyczny styl możemy oglądać zarówno w projektach niszowych, jak i komercyjnych. Pracowała między innymi dla Zalando, Tmobile. Realizuje projekty dla szkół i instytucji. Optymistyczna w przekazie. Nam opowiada o tym, jak pracuje, co ją inspiruje, jak godzi życie twórcze z prywatnym. Co sądzi o mediach społecznościowych i czy nadal rysuje realistycznie.



Jesteś ilustratorką. Powiedz, jak wygląda twoja praca. Czy nazwałabyś to, co robisz zawodem... z zawodu jestem ilustratorką... czy jakoś inaczej? Chodzi mi o to, że artyści często nie łączą swojej działalności z określeniem jej słowem praca, raczej słowem twórczość. Jak to jest u ciebie?

Z zawodu jestem magistrem sztuki, ale jeśli mam nazwać to, co robię jednym słowem, to zazwyczaj mówię, że jestem ilustratorką. Chociaż dla niewtajemniczonych to mocno zawęża moją twórczość.
Wiem, że słowa mają znaczenie i mogą poukładać pewne rzeczy. Dla niektórych to ważne, aby wszystko miało nazwę. Na co dzień pracuję z obrazem, myślę obrazami i od zawsze to był mój język komunikacji. Naprzemiennie używam takich pojęć jak praca, twórczość, sztuka.

Słowo praca kojarzy mi się bardziej z zajęciem od do, w określonych godzinach, wchodzisz i wychodzisz. Takiej pracy nie mam. Więc bardziej pasuje mi określenie twórczość, ponieważ nie ma ona początku ani końca, cały czas w tym jestem, to proces. Jedynie projekty komercyjne zaczynam i kończę, ale to nadal się nie dzieje w ściśle określonym czasie.



Powiedziałaś, że określenie cię ilustratorką zawęża Twoją twórczość i to podsunęło mi pytanie – Czy w dzisiejszych czasach artysta może zawęzić swoje działania do jednego działania? Czy jest jednak tak, że aby reagować na potrzeby rynku trzeba umieć dostosować się do tego, co jest potrzebne?

Pytanie, czy „artyści” robią to, co jest potrzebne innym, czy to, co sami czują, że muszą/chcą robić. Zazwyczaj nie mają jakiegoś stałego, specjalnego dofinansowania, więc kwestie finansowe są istotne i mają wpływ na ich działania. Ja patrzę w dwie strony. Na siebie, co ja chcę i co jest dla mnie ważne i dookoła na to, co się dzieje.

Jest duży wybór różnych możliwości, aby zaprezentować swoją twórczość, chyba nie warto skupiać się na jednej opcji. Jeśli miałabym publikować swój występ lub taniec na Tik Toku, to raczej by mi to nie wyszło, bo tego nie czuję. Nowe serwisy społecznościowe to dla niektórych nowe możliwości. Lubię je obserwować, chociażby z tego powodu, że dużo mówią o zachowaniach ludzi i zmieniających się czasach.

To z czym musi zmierzyć się artysta, który chce iść własną drogą? Czy dziś jest przestrzeń do tego, żeby tworzyć po swojemu? Czy wtedy trzeba mieć inne źródło utrzymania? Liczyć się z długim czasem oswajania odbiorców z własną twórczością...?


To pytanie, na które można by długo odpowiadać. Jest kilka rzeczy, które mogą decydować o sukcesie. Oprócz talentu i pracy potrzebne jest też szczęście. Jeśli to wszystko mamy, można na starcie jakoś się z tego utrzymać i budować portfolio zdobywając coraz ciekawsze zlecenia i realizując się twórczo. Jeśli nie, to potrzebne jest drugie źródło utrzymania. Oczywiście każdy ma inną sytuację życiową i inne potrzeby.

Technologia sprawia też, że jest coraz więcej ilustratorów, co również ma wpływ na wyceny i czas pracy. Internet to duże ułatwienie w wielu kwestiach, ale może też sprawić, że wszystko staje się podobne i trudno jest „wnieść” coś od siebie. Czasu mamy coraz mniej, co nie sprzyja poszukiwaniom, a zleceniodawca raczej nie będzie płacił za eksperymenty. Więc trzeba szukać w tzw. wolnym czasie albo w internecie.

Oczywiście są wyjątki wśród klientów. Trzeba by też odpowiedzieć na pytanie, co to znaczy iść własną drogą i mieć własny styl. Przecież każdy chciałby uważać, że robi coś wyjątkowego i własnego, nawet gdy już wszystko zostało narysowane. Konsekwencją wybrania własnej drogi jest to, że na sukcesy czeka się dłużej, a chciałoby się widzieć je szybko, bo internet w tym czasie prezentuje super projekty innych. Jedyne co można z tym zrobić, aby nie zwariować, to zaakceptować to, że takim się jest i taką drogę się wybrało.

Opowiedz, jak wygląda twój dzień pracy?


Jest dosyć chaotyczny, chociaż bardzo lubię porządek. W dużym skrócie rano jadę z dzieciakami do szkoły, potem do pracowni, jestem tam około 7 godzin, następnie jadę do domu lub po dzieci do szkoły. Czasami muszę albo chcę nad czymś popracować dodatkowe godziny wieczorem. Zazwyczaj dzień wcześniej mam już przygotowany plan pracy na kolejny dzień. Najbardziej wymagające jest wymyślanie projektów. Czasami to się dzieje za biurkiem, czasami muszę zmienić otoczenie, przejść się. Staram się nie korzystać z internetu, bo mnie rozprasza podczas myślenia. Tak samo muzyka i hałasy.

Właściwie ten proces wymyślania odbywa się cały czas, a pomysły czasami przychodzą nieoczekiwanie. Trochę przez to, że coś zobaczę, usłyszę. Bywa to męczące. Łatwiej jest, gdy projekt jest już w końcowej fazie, czyli po kolejnych szkicach „robienie na czysto”. Tu przebieg zależy od techniki.

Co jakiś czas mam też pracę w terenie, czyli np. malowanie ścian. Muszę się też zajmować bardziej przyziemnymi rzeczami jak pomiary ścian, robienie wycen, przygotowywanie umów, sprawdzanie ich, wystawianie rachunków, pisanie postów itd. Pisanie postów w Social mediach to obszerny temat na osobne pytanie.



Ile czasu zajmuje ci praca przy konkretnych projektach? Czy masz z góry ustalony czas, termin? Czy sama decydujesz, że np. na mural to zawsze potrzebujesz np. 3 miesiące, etc.

Chyba nie ma takiej pracy, którą robiłabym przez 3 miesiące. Poza projektami autorskimi. Przy zleceniach komercyjnych, bez względu na to, czy to animacja, opakowanie, mural zawsze jest ustalony czas. Realizacja podzielona jest na etap szkicu, poprawek i ostateczną ilustrację.

W przypadku każdego zlecenia, jeśli klient nie przychodzi z gotowym pomysłem i jest otwarty, na to, co robię, lubi mój styl i mi ufa, to czasami jest łatwiej wymyślić koncepcję. Takie sytuacje zdarzają się raczej przy mniejszych klientach. Bywa też, że czasu jest bardzo mało, np. 4 dni na zapoznanie się z briefem i szkic i 2 dni na gotową ilustrację.

Tak jest przy dużych zleceniach, pewne dlatego, że jest więcej pośredników i więcej ustaleń po drodze.

Odpowiada mi, gdy mam 10-14 dni na dwa niewielkie tematy. Wtedy przechodzę myślami z jednego do drugiego, nie męczę tych projektów i pewne rozwiązania przychodzą szybciej.  

Prowadzisz własną firmę, czy jesteś freelancerem?

Freelancerem.

Co o tym zadecydowało? Wcześniej miałaś własną firmę (JDG).

Gdy zakładałam firmę, nie miałam żadnego doświadczenia w tej sprawie, chyba też nie było tylu poradników w internecie co teraz. Trochę nie wiedziałam, na co się piszę. Dzisiaj inaczej bym to zorganizowała. Prowadząc własną działalność, dużą zaletą jest możliwość swobodnej sprzedaży swoich prac.

Uciążliwe są zawsze koszty prowadzenia firmy w połączeniu jeszcze z kosztami wynajmu pracowni. Jednak to nie jest dla mnie temat zamknięty.

Wróćmy do tematu planu pracy na dzień... Planowanie pracy, zwłaszcza w zawodach twórczych – jakby ich nie nazwać – jest trudne. Jak sama wspomniałaś gro pracy odbywa się w Twojej głowie. To musi być później przełożone na coś konkretnego, na tzw. papier. Czyli to już jest praca w pracowni. Ten plan pracy, który masz, to ściśle ustalone – na karteczce – co powinnaś w danym dniu zrobić? Jak to wygląda u ciebie?

Początek projektowania niestety nie zawsze odbywa się w pracowni. Czasami coś przychodzi mi do głowy w różnych momentach w ciągu dnia. Gdy mam jakąś myśl, która pasuje mi do danego projektu, szybko zapisuję ją na kartce lub w szkicowniku. Jeśli nie mam nic takiego pod ręką, to używam czegokolwiek, nawet notatek głosowych w telefonie.

Lubię też korzystać z techniki myślografii, czyli robienia notatek z prostymi rysunkami. To etap przed samym szkicowaniem, zapisuję wtedy kluczowe hasła, skojarzenia z daną pracą. Potem rozpoczynam szkicowanie.

Co do planu pracy na cały dzień, to robię to, aby uporządkować projekty i o niczym nie zapomnieć. Może trochę też daje mi to jakieś poczucie panowania nad projektami i czasem.



Praca w terenie. Czy wolisz pracę nienormowanego czasu i miejsca na jej wykonanie, czy jasno określonych warunków i zasad? Czy praca w terenie jest łatwiejsza, czy trudniejsza od tej przy komputerze?


Jeśli już wykonuję mural, to zawsze ustalam sobie czas pracy. Do tej pory miałam klientów, którzy byli bardzo elastyczni, jeśli chodzi o terminy, ale ponieważ lubię planować, to zawsze ustalam czas wykonania. Oczywiście, jeśli coś wymaga nieoczekiwanie więcej pracy, to realizacja się przedłuża, ale to prawie nigdy się nie zdarza. Staram się zawsze mieć podpisaną umowę z harmonogramem. Trudno jednoznacznie ocenić czy praca w terenie jest trudniejsza od tej przy komputerze.

Najwięcej trudności sprawia zmiana miejsca np. gdy długo pracuję przy komputerze i nagle muszę stanąć pod ścianą. Nie znam ilustratora, który nie narzekałby na bóle pleców i szyi od rysowania, a podczas malowania murali trzeba mieć dobrą kondycję. Zawsze po takiej pracy jestem wykończona fizycznie i umysłowo. Mam wrażenie, że działam na pełnych obrotach i pracuję całą sobą. Czasami ludzie do mnie podchodzą, zagadują, bywa, że trzeba poświęcić im trochę czasu.

Wolę pracę w samotności, ale generalnie mi to nie przeszkadza, bo zdarza się, że ludzie mają ciekawe spostrzeżenia. No i prawie zawsze im się wszystko podoba [uśmiech]. Ostatnio realizowałam niewielki mural w szkole swoich dzieci. To było spore wyzwanie, mimo że zajęło mi niecałe dwa dni. Ściana była na dworze, było bardzo gorąco, głośno, dużo dzieci w różnym wieku, wielu chętnych do pomocy i masa pytań! Dzieciaki były absolutnie zachwycone tym, co robię, że tak potrafię. Z najmłodszymi dziećmi trzeba było ustalić zasady np. narysować linię kredą, której nie mogą przekraczać, wyznaczyć pomocników itd. I się pilnowali. Wzór na ścianie miał zachęcać do robienia sobie pod nią zdjęć, więc dla dzieci to była fajna interakcja z obrazem. To było ciekawe doświadczenie.



Ciekawi mnie wątek oddziaływania Twojej pracy na zdrowie, zmęczenie, ból pleców, etc. Czy stosujesz jakieś ćwiczenia, sport, etc. żeby niwelować te dolegliwości?

Póki co czuję się trochę lepiej, jak oglądam ludzi ćwiczących na Instagramie [uśmiech]. A tak na serio to od dłuższego czasu poszukuję swojego sportu, ale znajduję całą masę wymówek, aby niczego nie robić. Najbardziej lubię niewidoczny sport, czyli taki, do którego nie trzeba jakoś specjalnie się przygotowywać.

Jazda na rowerze, taniec, sporty zespołowe, które są bardziej ogólnorozwojowe. Uważam, że zdecydowanie brakuje w Polsce i może nawet na świecie czegoś takiego jak place zabaw dla dorosłych. Bardzo dawno temu tańczyłam, wtedy tego nie lubiłam, a teraz z chęcią bym do tego wróciła.

Jak reagują na Twoje propozycje klienci? Czy masz pełną dowolność, czy jest to praca, która wiąże się z ustępstwami? Z jakimi klientami dobrze ci się działa?

Są klienci z briefem i tacy, którzy rzucą kilka słów i gotowi są na wszystko.
Dawniej, gdy dostawałam brief, to się trochę stresowałam nim, bo przypominały mi się lata pracy w agencjach, gdzie często robiło się coś super ekstra z pełnym zaangażowaniem, po czym projekt nie przechodził. Często tak dzieje się w przypadku przetargów. To potwornie frustrujące. Teraz raczej w takie coś nie wchodzę. Zazwyczaj podczas współpracy z dużym klientem jest brief, ale zależy im, aby projekt wyszedł jak najlepiej i to się udaje. Brzmi to dziwnie, bo teoretycznie tak zawsze powinno być.

Teraz mam wrażenie, że klienci są bardziej otwarci na to, co artysta im proponuje. Jeśli dochodzi do sytuacji, gdzie potrzebne są jakieś zmiany w koncepcji, to spotykam się na rozmowie. Gdy rozumiem, z czego wynikają jakieś zmiany, nie mam problemu z ich wprowadzeniem. Kompromisy są wpisane w projekty komercyjne. Inaczej jest w przypadku projektów autorskich. Warto też słuchać swojej intuicji. Jeśli wydaje mi się, że współpraca nie wyjdzie, to staram się odmawiać zlecenia. Za każdym razem to mi się sprawdzało. Prawie idealny klient to taki, który zgłasza się do mnie, bo lubi i rozumie to, co robię i ma zaufanie do mojej pracy. Tylko tyle i aż tyle.

Autor zdjęcia: MURALL studio

Porozmawiajmy o dzieciach. Jak łączysz pracę twórczą z wychowywaniem dzieci. Dzieci są absorbujące, praca twórcza również. Rozumiem, że jak dzieci są w szkole, to ty wtedy maksymalnie wykorzystujesz czas na pracę, ale... przecież pracując twórczo, nie możesz sobie wyznaczyć określonych godzina na „Kinga teraz myślisz twórczo do 14.30”. Czy Twoje dzieci już rozumieją, że potrzebujesz czasu na pracę? Jak to u Ciebie wygląda? Wiem, że jest to bardzo trudny temat dla wielu osób zajmujących się pracą twórczą i posiadających rodzinę, dzieci…

Po latach myślę, że nie da się tego już jasno podzielić. Albo ja tego nie umiem. Oczywiście to zależy też jakie efekty w pracy chce się osiągnąć, na czym Ci zależy, jaki jest cel, ile masz czasu na realizację planów i jakie warunki finansowe, życiowe. Mnie zdobycie jakiegoś względnego spokoju i ładu na polu praca-dom zajęło bardzo dużo czasu. Na początku dużo eksperymentowałam w swojej pracy, poznawałam różne techniki, zdecydowanie nie była to droga na skróty. Było dużo przy tym nerwów, byłam uparta. Jak teraz wspominam ten czas, to śmieje się z tego i myślę ile sił „zmarnowałam” na jakieś zwariowane pomysły.

Kilka dowodów tych dziwnych realizacji chowam jeszcze gdzieś po kątach w pracowni i za każdym razem sobie o nich przypominam, gdy zmieniam lokalizację biura. Może tak miała ta droga u mnie wyglądać. Wracając jeszcze do czasu na kreację – moje dzieciaki to rozumieją, czasami nawet  bardziej niż mi się wydaje. Są otwarci też na jakieś wspólne artystyczne eksperymenty, to dzięki nim poznałam pixel arty, więc może proces kreatywny nigdy się nie zatrzymuje [uśmiech], a jasny harmonogram dnia to tylko takie życzenie. Teraz wiem, że najlepsze co można zrobić w takim trybie pracy, to nie spinać się, odpuszczać i nie zawsze działać na 200 procent. To pewnie dobra rada dla każdego w każdej branży.


Pamiętam pierwsze wrażenie, jak zobaczyłam Twoje „koraliki”, pomyślałam, że też sama wcześniej na to nie wpadłam [uśmiech].

Technikę poznałam dzięki dzieciakom. Pierwsze korale dostali w prezencie urodzinowym. Wielu moich znajomych kojarzyło tę układankę, a dla mnie to była nowość. Mam dużą słabość do takich drobnych, czasochłonnych czynności więc od razu poczułam, że ta technika mi pasuje. Zaczęłam robić jakieś małe wzory, potem coraz większe. Następnie Maciej Łazowski zaprosił mnie do wzięcia udziału w wystawie, na której miałam zaprezentować swoją pracę związaną z grami video. W ten sposób z pierwszych prób powstał mój pierwszy i największy obraz w technice hama pixel art. Zajęło mi to rok.

Powróćmy do tematu pisania postów w Social mediach. Powiedziałaś, że to obszerny temat na osobne pytanie. Dla ciebie pisanie postów to nie tylko „pisanie postów” prawda…?

Nie czuję, aby komunikacja w mediach społecznościowych była moją mocną stroną, więc moje wpisy są raczej informacyjne. Pisanie postów i komunikacja w internecie to złożony temat. Mówimy o profilach tzw. zawodowych, nie prywatnych, chociaż one często się przenikają. Sztuka polega na tym, aby być autentycznym, starannie dobierając treści. Jak najbardziej naturalnie i ciekawie jak najmniej promocyjnie. Trzeba umieć to wyważyć.

Kilka lat temu rozpoczęłam projekt “It’s only a game”. Opowiadał o kreowaniu wizerunku w mediach społecznościowych i zestawiał to z rzeczywistością. Obraz pt. #MUMLIFE przestawiał uśmiechniętą mamę z trójką dzieci. Mama jest radosna i wypoczęta, dzieci ładne, wszyscy podobnie ubrani, tacy pasujący do siebie jakby przeciągnięci jednym filtrem. Zdjęcie jakich wiele na Instagramie. Rodzina umieszczona jest na obrazie w kwadracie, natomiast poza kadrem domalowałam alternatywną historię.

Według mnie mniej zaaranżowaną, pokazującą różne oblicza #MUMLIFE. Zmęczonych rodziców, czasami zezłoszczonych, wkurzone dzieci, smutek, bałagan, chaos itd. Wszystko to, czego nie zobaczymy w mediach społecznościowych, chyba że starannie stylizowane na nieporządek. Oprócz kreacji wizerunku w mediach społecznościowych dochodzą inne ciekawe tematy: obserwowania czy „podglądania” przez użytkowników, granic prywatności swojej lub innych, czerpanie korzyści finansowych z dzielenia się swoją prywatnością, budowanie innej/fałszywej rzeczywistości albo inspirowanie się nią i próba przenoszenia jej do świata offline.

Osobiście trochę mnie to przeraża, ale też interesuje jednocześnie. Obecnie pracuję nad swoim prywatnym profilem na Instagramie, który należy do mojego awatara. To kontynuacja rozpoczętego projektu, który opowiada trochę o życiu jako grze i świecie off i online. [www.instagram.com/kingaoffert_digital]



Czy to ten projekt powstający w „wolnym czasie”?

Raczej tak, ponieważ technika pracy wymaga dużo czasu.

A co sądzisz o NFT? Czy to przyszłość sztuki, dzieł sztuki? Czy tylko chwilowa moda? Ma to sens czy nie za bardzo?

Nie wiem, czy to przyszłość sztuki. To zależy od tego, jak bardzo wejdziemy do świata cyfrowego i jak długo w nim pozostaniemy. Każdy kawałek naszego życia powoli jest dygitalizowany i chyba tego nie unikniemy. Sądzę, że dla kolekcjonerów nieistotna jest forma dzieła tylko jego wartość. Osobiście oprócz kodu potwierdzającego autentyczność NFT chciałabym też mieć dzieło w formie fizycznej.

Jaka jest Twoja ulubiona technika pracy – korale, malowanie ściany, praca na komputerze…?

Lubię przechodzić z jednej techniki w drugą. Zabraknie korali, to może coś wyrzeźbię. Staram się dobierać technikę do projektu, bo ona sama może też być jego dopełnieniem.

Malując ściany, podoba mi się to, że nie muszę siedzieć przed monitorem, tylko aktywnie biorę udział w powstawaniu pracy. Układając pixel arty lubię spokój i skupienie i efekt jak z drobnych elementów, powstaje fizyczny obraz udający obraz cyfrowy, który mogę zanimować i wrzucić do internetu.



Na koniec zapytam o Twój styl. Czy masz swój charakterystyczny styl? W jaki sposób do niego doszłaś? Czy zdarza ci się wychodzić poza niego, czy jesteś na etapie jego dopracowywania? Czy nadal poszukujesz czegoś nowego, innego i... za jakiś czas będziesz tworzyć w innym stylu?

Poszukując własnego stylu, zazwyczaj zaczyna się od naśladowania innych, często nieświadomie. Metodą prób i błędów po jakimś czasie można dojść do czegoś bardziej indywidualnego. Być może wystarczy dużo rysować i w ten sposób sprawdzić co do nas pasuje. Mój styl chyba cały czas się trochę zmienia, ale nie wchodzę w coś, czego zupełnie nie czuję, bo nie mam takiej potrzeby. Teraz to już nawet nie jest takie ważne. Ważniejszy jest pomysł na projekt. Jako ciekawostkę na ten temat mogę zdradzić, że dawno temu rysowałam bardzo realistyczne rysunki. Od czasu do czasu wracam do tej kreski, ale to prace tylko do mojej szuflady.



Rozmawiała Maja Ruszkowska-Mazerant
Zdjęcia i ilustracje dzięki uprzejmości Kingi Offert

Warto zobaczyć

kingaoffert – www.instagram.com/kingaoffert
kinga_offert_digital – www.instagram.com/kingaoffert_digital

kingaoffert.pl


Cały artykuł jest dostępny bezpłatnie dla naszych zarejestrowanych czytelników.

ZAREJESTRUJ SIĘ

Zyskujesz bezpłatny dostęp do wszystkich treści PURPOSE – magazynu i portalu branżowego dla twórców sektora kreatywnego.
Wywiady z praktykami, artykuły poradnikowe, analizy, warsztaty. Dołącz do czytelników PURPOSE.

dołącz teraz


jeżeli już posiadasz konto.

więcej
zdjęć