Magdalena Chmielewska. Zawód: reżyserka, montażystka filmowa


Czas czytania 10 minut

DZIEŃ Z ŻYCIA... Magdaleny Chmielewskiej, reżyserki, montażystki - filmowca

Z wykształcenia jestem... studiowałam film dokumentalny, filmoznawstwo i lingwistykę stosowaną, długo szukałam miejsca dla siebie. W końcu na dobre bardziej niż słowu zaufałam obrazom i trafiłam na plan filmowy. Nadal dokształcam swój warsztat montażowo - reżyserski na Austriackiej Akademii Filmowej w Wiedniu.

Wstaję o... ostatnio raczej regularnie o 8.00.

Rano piję... zieloną herbatę ryżową. Staram wystrzegać się kawy.

Dzień pracy zaczynam o... różnie, zależy od dynamiki i stresogenności projektu, nad którym w danym momencie pracuję.

Moje najważniejsze narzędzie pracy to... moja (nad)wrażliwość i oczy w nieodzownej kombinacji z komputerem i kamerą.

Najwięcej czasu w ciągu dnia poświęcam na... patrzenie, łączenie elementów rzeczywistości w sensowne dla mnie całości, sekwencje, czyli koniec końców na... montaż. Myślę, że każdy w dużej mierze może „zmontować” sobie ciekawą intensywność przeżywania rzeczywistości, potrzeba do tego trochę odwagi, ciekawości, fantazji i kombinatorstwa. Ale wiadomo, że i tu napotkamy na granice własnych mocy. Życie nami szarpie, a my musimy to jakoś poskładać do kupy, znaleźć w tym sens, ukrytą harmonię, znowu wkrada się fenomen montażu.
Tak też podchodzę do tematów, nad którymi pracuję w filmie, czy to przy pisaniu scenariusza, czy wniosku o dofinansowanie, czy już w postprodukcji.

Mój dzień pracy... jest pełen ruchu. Film, czy to na planie, czy już przy montażu to permanentna metamorfoza, zmienność, ciągły ruch czasu, obrazu, myśli, emocji. Lubię tę zmienność.

Obiad zwykle jem... albo w tanim sushi barze, albo w domu. Dość nieregularnie.

Moi klienci to... Rożnie bywa. Ostatnio dużo pracuję z artystami i tancerzami w Wiedniu i Krakowie.

W Afryce przez 8 miesięcy pracowałam dla Maisha Film, firmy producenckiej Miry Nair (Monsoon Wedding, Vanity Fair, New York I Love You) to były w większości projekty młodych reżyserów w Ugandzie, Kenii i Tanzanii realizowane we współpracy z mentorami zaproszonymi przez Mirę Nair.

Również w Ugandzie miałam okazję pracować w roli asystenta reżysera przy długometrażowej produkcji nawiązującej do najszybszego ludobójstwa w historii ludzkości w 1994 w Rwandzie, na które odwrócił się plecami cały zachodni świat. To były bardzo intensywne i niezapomniane zdjęcia, też dużo emocji, bo reżyser tego filmu sam przeżył to straszne ludobójstwo. Plus koncentracja logistycznych i mentalnych wyzwań Ugandy. Mało snu. Dużo się nauczyłam.
 
Również w Ugandzie 4 miesiące współpracowałam z Duńskim Instytutem Filmowym przy realizacji projektu: Młodzież Ugandy i Film. 75% społeczeństwa tego kraju to osoby poniżej 25 roku życia, ten projekt miał trafiać do wrażliwości młodych ludzi filmami, które nawiązywałyby do ich własnych historii, przez film tłumaczyłyby świat. Najcięższą częścią projektu były warsztaty filmowe na północy Ugandy w Gulu, gdzie jeszcze do niedawna toczyła się straszna wojna, która pozostawiła po sobie koszmarne traumy.

Niedawno zasiadałam w jury Austriackiego Ministerstwa Kultury i Sztuki przy wyborze kandydatów na staże w międzynarodowych organizacjach kultury i sztuki na całym świecie. Dobrze było poczytać ponad 200 ciekawych życiorysów młodych ambitnych ludzi z Austrii, przekonać się jak inni walczą w branży kreatywnych, współdecydować, kto z nich zwycięży ciężką konkurencję.

Najtrudniejsze w mojej pracy... Najtrudniejsze nadal jest dla mnie networkowanie i szukanie pieniędzy na projekt.
W Afryce miałam duży problem z punktualnością aktorów, na dyspozycjach pisałam już później czas o godzinę wcześniejszy, żeby wszyscy trafili na plan punktualnie.

To co lubię robić najbardziej to... Przeżywać realizację filmu od A do Z. Widzieć, jak ze scenariusza, czy konceptu na film powstaje wielowarstwowa konkretna rzeczywistość, która nie jest już kartką papieru, a wypadkową pracy reżysera, aktorów, bohaterów, operatora, montażysty i w dużej mierze też przypadku, na który trzeba się otworzyć. Nieprzewidywalność zdarzeń, reakcji międzyludzkich, wszystkie plany „B”, na które też trzeba być gotowym. Piękna sprawa. To chyba dlatego po każdym ostatnim klapsie ekipa załapuje depresję, cokolwiek wydarzyło się na planie i jakkolwiek było stresująco, łączyło się to z nakładem emocjonalnym całej ekipy, wszyscy i na różnych frontach pracowali dla tej samej idei. Na końcu ciężko się z tym tak szybko pożegnać.
Dla mnie film to narzędzie do refleksji nad tym, co się dookoła nas wydarza w skali realu, przeszłości, teraźniejszości, marzeń i wszystkich trybów przypuszczających.
Myślę o założeniu własnej firmy producenckiej w Wiedniu, ale do realizacji tego marzenia minie jeszcze parę lat.

Początki swojej pracy wspominam... ciężko, trzeba się było nabiegać jako asystent asystenta produkcji, oczywiście za friko. Dorabiałam za barem.
Przy początkach trzeba tylko uważać, żeby za bardzo nie dać się wykorzystać. Trzeba umieć określić i zakomunikować swoje granice, długo się tego uczyłam.

Praca zespołowa to dla mnie... ukryty i wielki potencjał ale też i ciężka praca. Kolektyw wymaga od każdego z osobna obietnicy wychodzenia ponad własne ego, ciężko z tym bywa.

Poziom stresu w pracy w skali od 1 do 10 oceniam na... zależy, lubię ten poziom stresu, w którym się zapominam.

Konkurencja... Trzeba ja sobie obłaskawić. Dużo zależy od nas samych.

Największy sukces... odważyć się być szczęśliwym, uwierzyć do końca w swoje marzenia.
Ja zawsze marzyłam, aby pracować kreatywnie, wizualnie ale też choreograficznie, i to wszystko mogę łączyć w reżyserii i montażu.
A tak konkretniej i od strony filmowej:
Egzamin na Austriacką Filmówkę był sukcesem. Austriacki reżyser, znany w Europie dzięki filmom Pianistka, Biała Wstążka, ostatnio też Miłość mocno skrytykował moją końcową etiudę. Ten profesor zapytał mnie: „A gdzie w tym wszystkim punkt zwrotny? Gdzie jakieś katharsis?” A ja mu na to, że w życiu czasem tak niestety jest, że żyjemy bardzo szybko i nie zawsze to musi jednak skończyć się takim katharsis czy punktem zwrotnym. Pamiętam, że cała komisja zaczęła się śmiać. Byłam przekonana, że oblałam. A jednak znalazłam się w wybranej 4. Byłam bardzo dumna.

Kolejny szczęśliwy przypadek w moim życiu zawodowym to 8 miesięczny staż Austriackiego Ministerstwa Kultury i Sztuki w firmie producenckiej Miry Nair, Maisha Film Lab, na terenie Afryki Środkowowschodniej. To doświadczenie bardzo mnie zmieniło, stretching serca i patrzenia, po którym do Europy wraca się jednak zmienionym.

Sen z powiek spędza mi... to, że nie mogę przynajmniej raz w tygodniu spotkać się z siostrą i mamą na kawę.

W domu myślę o... moje myśli nie zwracają uwagi na lokalizację mojego ciała, rożne myśli w rożnych miejscach.

Inspiracji szukam... w rzeczywistości, w ciut uważniejszym patrzeniu na nią, w tańcu współczesnym, malarstwie, fotografii, ale przede wszystkim jestem maniakalnym bywalcem kin. Tam szukam swoich miejsc, swoich pewności, podobnych pytań.

Odpoczywam...
Taniec współczesny pomógł mi znaleźć wewnętrzny spokój, ale też wiele ważnych odpowiedzi na temat siebie i życia w ogóle. Techniki i założenia, z którymi pracujemy na treningach w Wiedeńskiej Kwaterze Tańca Współczesnego silnie wpłynęły na moje postrzeganie przestrzeni, ciała, budowania suspensu, reagowania etc. Wszystko się łączy, fajne uczucie. Lubię też jogę.

W tym zawodzie nauczyłam się, że... zawsze jest plan B i że warto słuchać tego, co podpowiada własna intuicja. I że czasem lepiej jest tylko patrzeć, wierzyć w obraz, może bardziej niż w słowo. No i że sytuacje kryzysowe bardzo często generują ciekawe i nowe rozwiązania. Trzeba być uważnym.

Z pewnością nie jest to praca dla... dla ludzi pozbawionych wyobraźni, mało wrażliwych. Wyobraźnia i wrażliwość to dwa nieodzowne filtry przy robieniu filmów.

Moja rada dla zainteresowanych pracą w zawodzie to... uwierzyć w to, że tak jak ty to widzisz i czujesz, jest niepowtarzalne. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że rzeczywiście tak jest. Przy odrobinie szczęścia, wszystko się może zdarzyć.

Gdybym nie pracowała w obecnym zawodzie to byłabym... nie mam pojęcia. Lubię pisać, może coś w tym kierunku.

Połączenie kultury i biznesu to dla mnie... nieodzowny romans podszyty ciągłą rozterką.

Polska to dla mnie... kraj, w którym jako dziecko budowałam własne „niebka”, czy ktoś jeszcze dzisiaj wie, co to znaczy „zbudować własne niebko”? W ziemi kopało się dół i pod szklaną szybką przy pomocy uzbieranych kamyczków, sreberek od czekolady, płatków kwiatów układało się właśnie takie „własne niebka”. Pokazywało się je tylko najbardziej wtajemniczonym.