WYWIAD | Podróż do Ishinomaki


Czas czytania 14 minut

Czas czytania 10 minut

Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej ułatwiło studentom udział w zagranicznych stażach, praktykach czy wolontariacie. Oprócz programu Erasmus, który oferuje wyjazd na zagraniczną uczelnię na terenie Unii Europejskiej, coraz bardziej popularne stają się wyjazdy na inne kontynenty podczas, których studenci nabywają praktycznych umiejętności zawodowych, wiedzy związanej z kierunkiem kształcenia, ale również życiowego doświadczenia.

Celem samym w sobie takiego wyjazdu jest odbycie stażu w zagranicznej organizacji, przedsiębiorstwie czy na Uczelni Wyższej, ale nie da się pojechać do nowego miejsca bez zwiedzania i poznawania tamtejszej kultury. Doświadczenie zdobyte podczas kilku lub kilkunastu tygodni za granicami ojczystego kraju jest niemierzalne, jest to połączenie umiejętności zawodowych, miękkich, językowych, jak i uczy nowego spojrzenia na otaczający nas świat. Jedną z osób, które zdecydowały się pojechać na tego rodzaju praktyki jest Elżbieta Mierzejewska. Brała ona udział w programie Erasmus, który tylko wzmógł w niej chęć kolejnego wyjazdu. Następna podróż odbyła się już poza granice Europy – do Japonii, dzięki programowi organizacji studenckiej The International Association for the Exchange of Students for Technical Experience (IAESTE). Podczas obu wyjazdów zakładała blogi, które stały się formą dziennika z podróży. W jednym z nich, pisząc o podróży do Kraju Kwitnącej Wiśni, opowiada o wyprawie do miasta Ishinomaki, gdzie mieści się muzeum Shotaro Ishinomori, jednego z najbardziej wpływowych twórców mangi i anime. W rozmowie z nami Elżbieta opowiada nam o procesie rekrutacyjnym, o prowadzeniu bloga, podróżach i efektach stażu w Japonii.


Ishinomaki / zdjęcia: Elżbieta Mierzejewska

Olivia Jary: Z Twojego bloga wiem, że uczestniczyłaś w wymianie studenckiej z programu Erasmus, a teraz wróciłaś z Japonii, gdzie odbywały się Twoje praktyki. Skąd się wziął pomysł na kolejny wyjazd? Z jakiego programu korzystałaś organizując wyjazd?

Elżbieta Mierzejewska: Po pierwszej rocznej wymianie w Holandii, chciałam wyjechać na praktyki (apetyt rośnie w miarę jedzenia). Usłyszałam, że można wyjechać na staże zagraniczne za pośrednictwem międzynarodowej organizacji studenckiej IAESTE (The International Association for the Exchange of Students for Technical Experience). Zarejestrowałam się, a na podstawie średniej ocen z ostatniego semestru oraz dodatkowych osiągnięć stworzono ranking dla każdego kierunku przydzielano oferty. Miałam po drodze trochę szczęścia, bo traf chciał, że odbierałam ostatnią dostępną ofertę, akurat do Japonii (bardzo chciałam wyjechać do Azji, gdyby była to oferta np. do Ameryki Południowej, nie wiem czy bym się zdecydowała).

Jak się dowiedziałaś o istnieniu tego programu? Kto może wziąć udział w praktykach organizowanych przez IAESTE?

E. M.: Dokładnie nie pamiętam skąd się o nich dowiedziałam, ale przypuszczam, że ówcześni członkowie zarządu wchodzili na zajęcia i ogłaszali taką możliwość. Informacje można znaleźć na stronie internetowej, portalach społecznościowych itp. Jesienią (rok przed wyjazdem na staż) brałam udział w akcji rekrutacyjnej, aby stać się członkiem IAESTE Politechnika Łódzka. Jestem nim do tej pory. Ale aby wyjechać na staż nie trzeba być zrzeszonym w organizacji. W praktykach może wziąć udział każdy, kto studiuje kierunek techniczny, medyczny bądź chemię/biologię itd.. Warunkiem jest jednak obecność komitetu IAESTE na uniwersytecie, na którym studiuje kandydat. W listopadzie rozpoczyna się rekrutacja, gdzie należy podać swoją średnią, certyfikaty, dane. Na ich podstawie tworzone są rankingi, które warunkują pierwszeństwo wyboru praktyk. Teraz wygląda to inaczej niż rok temu. Wszystko odbywa się za pośrednictwem platformy internetowej, gdzie wybierasz trzy najbardziej atrakcyjne oferty, podajesz je w kolejności od najbardziej do najmniej pożądanej i czekasz na wyniki.

Dlaczego wybrałaś Japonię jako cel swojej podróży? Jakiego rodzaju były to praktyki?

E. M.: Trochę z przypadku. Akurat dostałam ofertę praktyk w Japonii na uniwersytecie w Sendai (Tohoku), a zawsze chciałam jechać do Azji. Pomyślałam: „dlaczego nie?" i pojechałam. Mój staż trwał niecałe 4 miesiące, w Instytucie Mechaniki Płynów Biologicznych na Uniwersytecie Tohoku w Sendai. Przez cały czas trwania moich praktyk pracowałam w laboratorium nad nowym projektem, który jest w trakcie rozwoju. O nim mogę powiedzieć tylko, że jest: „na wskroś japoński”.

Zdecydowałaś się pisać bloga/dziennik z wymiany studenckiej na Erasmusie i teraz z ostatniej wyprawy, skąd pomysł na taką formę?

Zastrzegam: nie jestem typem, który „dobrze” pisze. Pomysł na bloga pojawił się na moim poprzednim rocznym wyjeździe do Holandii, niestety nie udało mi się prowadzić go przez cały rok, a tylko pierwsze trzy miesiące. W Japonii postanowiłam opisywać miejsca w których byłam oraz zamieszczać zdjęcia. Blog był wspaniałym „medium”, ponieważ nie sposób jest komunikować się ze wszystkimi osobami na których Ci zależy, a chcesz się z nimi dzielić tym co dzieje się w Twoim życiu (jak to patetycznie brzmi) - ale to prawda. W Japonii doszła jeszcze różnica czasu, na Skype'a trzeba się umówić, a bloga możesz pisać kiedy chcesz i każdy ma do niego dostęp. Tak, wiem są portale społecznościowe, ale nie jestem fanem publikowania tam… powiedzmy: 80 zdjęć na raz bez opisu. Blog wydaje mi się nieco bardziej… „intymny” jak książka, ale równocześnie powszechnie dostępny jak portal społecznościowy. Łączy w sobie te dwie, ważne dla współczesnych ludzi, cechy. Poza tym to dla mnie też wspaniała pamiątka.

Wyjazd do obcego kraju zawsze wiąże się z podróżowaniem. Z Twojego bloga wiem, że pojechałaś zobaczyć miasteczko Ishinomaki, które kilka lat wcześniej zostało zdewastowane przez Tsunami. Jak ono dzisiaj wygląda?

 
E. M.: Tak byłam tam. Miasto jest trochę wyludnione i opuszczone. Nadal, bardzo zniszczone. Choć na pewno jest dużo lepiej niż było choćby rok temu. Ciekawe jest porównanie stanu miasta sprzed 5 lat i teraz. Ten sam widok dla mnie był trochę przerażający, a może dla kogoś kto widział Ishinomaki tuż po tsunami, było całkiem nieźle.


Ishinomaki / zdjęcia: Elżbieta Mierzejewska

W 2011 roku trzęsienie ziemi i późniejsze tsunami spowodowały jedną z największych katastrof naturalnych w historii. Uszkodzona została także elektrownia atomowa w Fukushimie. Jednym z najpoważniejszych skutków było radioaktywne skażenie środowiska naturalnego poprzez wyciek substancji promieniotwórczych. Czy nie bałaś się wysokiego promieniowania? 

E. M.: W samym Sendai byłam prawie 4 miesiące i nie bałam się wysokiego promieniowania (na szczęście go nie widać). Choć zdawałam sobie z tego sprawę, starałam się o tym nie myśleć i jeść sushi bez zbędnego „dreszczyku grozy". Tak naprawdę wszędzie możemy czuć się czymś zagrożeni, więc starałam się zachować dystans do całej sprawy. Nadmiar jedzenia produktów sojowych też może zaszkodzić.

W
Ishinomaki w 2001 roku zostało otwarte muzeum Mangi, dedykowane jednemu z najbardziej wpływowych i płodnych twórców mangi, Shotaro Ishinomori. Muzeum posiada jedne z największych zbiorów tego twórcy, a w samym mieście rozstawiono rzeźby przedstawiające bohaterów z jego twórczości. Niestety na niektórych zdjęciach, z przed kilku lat, widnieje duży kontrast między futurystyczną i nowoczesną formą muzeum a chaotycznym, zniszczonym otoczeniem, spowodowanym przez tsunami. Czy nadal tak to wygląda?

E. M.: Muzeum jest odnowione i wnętrze rzeczywiście robi wrażenie. Niestety w trakcie tsunami większość prac Shotaro Ishinomori zostało zniszczonych. Sam budynek jest na wskroś futurystyczny, trochę przypomina jajko, trochę statek kosmiczny istot pozaziemskich. Miasteczko, pomimo pojawiających się co kilkadziesiąt metrów rzeźb postaci z mangi i muzeum w samym centrum, robi wrażenie smutnego i opuszczonego miasta. Byłyśmy z koleżanką tam we wrześniu - duszące powietrze odchodzącego lata, oślepiające słońce i przypalona zieleń roślin jeszcze bardziej wzmacniały kontrast między chęcią „wskrzeszenia" miasta a jego bezsilnością. 


Ishinomaki – muzeum Mangi / zdjęcia: Elżbieta Mierzejewska

Czy Japończycy zamierzają odbudować to miasto?

E. M.: Od 2011 roku, miasto powoli się odbudowuje, ale nadal są miejsca (szczególnie na samym wybrzeżu), gdzie pozostały tylko fundamenty domów albo ciągle trwają budowy. Na pewno zamierzają przywrócić miastu świetność, bo w końcu to piękna lokalizacja, atrakcyjna turystycznie. Sama natura dookoła zniewala. Choć podejrzewam, że wciąż mają problem z kanalizacją i np. oczyszczaniem ścieków.

Co się stało z ludźmi mieszkającymi wcześniej na tym terenie? Czy wrócili do miasta?

E. M.: Ludzie byli ewakuowani. Około 30 tys. ludzi straciło dach nad głową. Część mieszkańców zaczęła nowe życie gdzie indziej, ale większość domów już zostało przywróconych do „życia" i pozostali ludzie wracają. Ja chyba też bym wróciła. Wyobraź sobie, że ktoś (a właściwie „coś") zmusza Cię do opuszczenia miejsca, w którym się wychowałaś i mieszkałaś. Większość osób kiedy tylko nadarzyłaby się okazja, wróciłaby.

Co Cię najbardziej zaskoczyło w tym miasteczku?

E. M.: To śmieszne, ale są miejsca w których „czuć" widmo tragedii. Przed przyjazdem wiedziałam, że miasto było jednym z najbardziej poszkodowanych w trakcie tsunami i być może to była jedynie moja podświadomość, ale w powietrzu „unosił się" niepokój. Choć nie chciałabym  mówić o tym miejscu tylko w kontekście tragedii. Jadłam tam najlepsze „yakitori" (grillowany kurczak i podroby z sosem sojowym)  w życiu.

Z tego miejsca odpływa prom na wyspę Tashirojime, tak zwaną kocią wyspę. Jak podobała Ci się ta wyspa?


E. M.: Niezwykle interesująca. Opisałabym ją jako: „brzydko-piękną". Natura, wyspy dookoła, ocean i godzinna, leniwa podróż promem- robiły wrażenie. Niestety nie mogę tak określić architektury wyspy, która nadal nosi znamiona tragedii. Jest tam dużo więcej opuszczonych domów, które przypominają plan filmowy amerykańskiego thrillera z górnej półki (dziwię się, że jeszcze nikt nic tam nie nakręcił).

Czytałam na Twoim blogu, że nie byłaś zachwycona widokiem kotów, dlaczego?

E. M.: Kocia wyspa jest zamieszkana przez setki kotów. Japończycy uważają, że są „kawai" (słodkie, śliczne), specjalnie przywożą nawet zabawki, aby się z nimi pobawić, głaszczą je i poniekąd – czczą. Koty zostały sprowadzone na wyspę przez hodowców jedwabników, aby zwalczać szkodniki. Od tamtej pory kotów jest tam więcej niż ludzi. Zdziwiłam się, bo koty były inne. Fakt – krzyżują się tylko między sobą, są „odcięte" od innych populacji kotów (dobry przykład izolacji geograficznej), walczą o terytorium – dlatego ich wygląd odbiega od wizerunku słodkiego i puszystego kociaka. Niektóre nie mają ogonów, inne nosów, jeszcze inne mają wydrapane całe pyszczki, a mimo to Japończycy je kochają... Co kraj to obyczaj.


TashirojimeKocia wyspa / zdjęcia: Elżbieta Mierzejewska

Jakie są korzyści z wyjechania na praktyki do obcego kraju, oprócz tych oczywistych, jak poznawanie obcej kultury?

E. M.: Korzyści są ogromne. Po pierwsze wymienię te trochę bardziej przyziemne: „atrakcyjne” CV dla pracodawcy oraz duże doświadczenie zawodowe. Po drugie, poznałam niesamowitych ludzi (nie tylko Japończyków), z którymi mogę do tej pory rozmawiać i się przyjaźnić. Dzięki tym „niewyobrażalnym” odległościom dużo bardziej zaczęłam się cieszyć i doceniać wartość takich relacji.

Czy widzisz konkretne efekty pracy za granicą, które mogą Ci się przydać w późniejszej pracy zawodowej?

E. M.: Pomimo tego, że temat praktyk, odbiegał od tego czym zajmuję się teraz w biotechnologii, z biegiem czasu widzę jak bardzo procentują nabyte tam umiejętności i „abstrakcyjne” spojrzenie na niektóre naukowe zagadnienia. Poza tym „zakochałam się” w Japonii oraz w ich (dla nas) „absurdalnej” kulturze. Chcę nauczyć się ich języka, co łączy przyjemne z pożytecznym - ponieważ w pracy, w przyszłości, znajomość japońskiego na pewno może się przydać. Mogę jeszcze dodać, że sztuka dogadywania się z osobami, pochodzącymi z tak odmiennej jak Polska kultura, przydaje się zawsze.

Pierwszy blog prowadzony przez Elżbietę dotyczy jej wyjazdu do Holandii na Erasmusa: http://ooholender.blogspot.it/
Drugi dotyczy jej podróży na praktyki organizowane przez IAESTE do Japonii: http://ja-panika.blogspot.it/

Rozmawiała: Olivia Jary
Zdjęcia dzięki uprzejmości: Elżbieta Mierzejewska


Cały artykuł jest dostępny bezpłatnie dla naszych zarejestrowanych czytelników.

ZAREJESTRUJ SIĘ

Zyskujesz bezpłatny dostęp do wszystkich treści PURPOSE – magazynu i portalu branżowego dla twórców sektora kreatywnego.
Wywiady z praktykami, artykuły poradnikowe, analizy, warsztaty. Dołącz do czytelników PURPOSE.

dołącz teraz


jeżeli już posiadasz konto.

Ishinomaki